facebook-track

Brazylia Santos

kawa dla miłośników klasyki

Słów kilka o tym skąd się wzięła i jak się do niej zabrać. 

Zaczynamy parzyć! French press.

Każdy kto chociaż trochę interesuje się tematyką kawy wie, że to właśnie Brazylia jest największym eksporterem kawy na świecie.

Przez to też wysoce prawdopodobnym jest, że większość z nas zaczynała swoją przygodę picia kawy właśnie od ziaren z ameryki południowej. Jeśli jednak przed oczami staje Wam pierwszy w życiu łyk kawy i zero jedynkowe odczucie „FE! GORZKIE!” – to spokojnie – nie dotyczy to naszej kawy, ale o tym dlaczego tak jest – za chwilę.

 

Położenie geograficzne i odpowiedni klimat sprawiły, że Brazylia ma idealne warunki do tego, by na swoich ogromnych obszarach uprawiać niezliczone ilości drzewek kawowca, które odwdzięczają się dużymi zbiorami. Ale nie zawsze tak było. Kawowiec to nie jest roślina, która od zawsze naturalnie porastała tamtejsze lasy. 

Legenda głosi, że stało się to dopiero w XVIII w  za sprawą pewnego odważnego jegomościa – pułkownika Francisco de Melo Palheta. Został on wysłany w misję pozyskania cennych sadzonek z Gujany Francuskiej. Sąsiedzi nie byli jednak skorzy do dzielenia się swoim skarbem, więc pułkownik jak na porządnego stratega i wojownika przystało opracował niezwykle sprytny fortel  i…. rozkochał w sobie żonę gubernatora Gujany Francuskiej.

Na pożegnanie otrzymał od niej bukiet, w których ukryte były sadzonki kawowców.

 

Początkowo kawa z Brazylii nie mogła być uznawana za napój najwyższych lotów. Uprawy nastawione były na uzyskanie maksymalnego zbioru i zysku co jak wiadomo nie zawsze idzie w parze z najwyższą jakością.
Ogromne ilości kiepskiej kawy szły w świat i wykorzystywane były przez koncernowe palarnie do tworzenia swoich własnych mieszanek (bardzo często „wzbogaconych” o dużą ilość Robusty).  Żeby ukryć słabą jakość ziarna i jego defekty kawa wypalana była w sposób bardzo ciemny. W ostatecznym rozrachunku kawa, do której byliśmy przyzwyczajani przez wiele lat kojarzyła nam się jednoznacznie – gorzko, gorzko, gorzko i cierpko. A i jeszcze – KWAŚNO!

 

Całe szczęście od pewnego czasu w kawie następuje rewolucja jakości. Ziarna pozyskiwane na farmach są coraz lepsze , przy większej dbałości o samą uprawę, sposoby zbierania ziarna oraz jego przechowywania i transportu. Dzięki tym zmianom kawa może być wypalana jaśniej przez co odczucie goryczy zmniejsza się znacząco, a na wierzch wychodzą smaki i aromaty, które skrywane są wewnątrz ziarenka.

Taka właśnie jest nasza Brazylia Santos! Wypalona w profilu średnim, bogata w klasyczne nuty orzecha i czekolady.

Profil smakowy sprawia, że jest to kawa, która idealnie połączy się z mlekiem tworząc przykładowo idealne cappuccino. Super sprawdzi się też w klasycznym czarnym wydaniu.

W zależności od sposobu parzenia jesteśmy w stanie otrzymać inne rezultaty. Można oczywiście polecieć totalną klasyką i po zmieleniu zaparzyć ją jako tradycyjną fusiarę – nie polecamy jednak sobie tego robić J Każda kawa gdy parzona jest zbyt długo zacznie uwydatniać cechy, które nie są najprzyjemniejsze. Zaczyna pojawiać się gorycz, cierpkość, a wraz ze spadkiem temperatury nieprzyjemny kwas.

Dużo lepiej sprawdzi się klasyczny french press.
Wystarczy zmielić kawę dosyć grubo (w palcach drobinki mają przypominać piasek lub sól gruboziarnistą),  wsypać do zaparzacza, zalać wodą w temp. Ok 95 stopni – spokojnie! Nie musicie od razu wyposażać się w termometr. Wystarczy po zagotowaniu odczekać ze dwie minuty i dopiero zalewać.
Po zalaniu odczekujemy ok 4 minuty i przeciskamy powoli tłoczek z sitkiem w dół.

Zaraz po oddzieleniu fusów od kawy przelewamy napar do kubka lub innego dzbanka, w celu przerwania procesu ekstrakcji.

Tak przygotowana kawa da nam najbardziej klasyczne nuty czyli właśnie ten pożądany orzech i czekoladę. Kwasowość i gorycz są na bardzo niskim poziomie, słodycz jest wyczuwalna lecz przy tym sposobie parzenia nie zostanie mocno uwydatniona.

 

Oczywiście inne sposoby parzenia pozwolą wydobyć nam kolejne walory z naszej
Brazylii Santos

Artykuł we współpracy z Dolka Cafe
autor: Eryk Alibożek